Między Nami Słuchaczami #1– Musimy porozmawiać o Willu Wiesenfeldzie
Baths – działający pod tym pseudonimem Will Wiesenfeld nagrał płytę Cerulean. Album, który do dziś jest moim ulubionym.
Piękne początki…
To właśnie dzięki niemu Muzyka Alternatywna zawdzięcza swój kolor logo. Intensywnie błękitny, identyczny jak na okładce krążka. To album który drastycznie zmienił moje spojrzenie na elektronikę i muzykę w ogóle. Miałem wtedy dwadzieścia lat i byłem skonsternowany zestawem utworów. Wpadający w ucho popowo chillujący „Lovely Bloodflow” z filmowym teledyskiem, będący zjawiskową metaforą miłości, stanowił dla mnie zaproszenie do niemal obcego wtedy świata.
To z jednej strony emocjonalna karuzela – od silnej euforii po introwertyczną melancholię. Również formalnie stanowiła gatunkowy kolarz. Silnie eksperymentalny euforyczny Glitch Hop, mieszał się z chwytliwym Chillwave’owym popem i Ambientowym, kojącym wyciszeniem.
Uważam ,że w tym rozdrożu, tej różnorodności i wielorakiemu nakreśleniu akcentów, była znaczna część uroku tego producenta. Artysty, który zresztą miał już w portfolio inne dojrzałe projekty: ambientowy Geotic i błogo chillujący, lecz nieco bardziej instrumentalny [Post-foetus]. O przyszłość tego producenta byłem niemal spokojny – tymi projektami młodziutki wtedy producent (rocznik 89) pokazał, że potrafi się spójnie poruszać w ramach trzech różnych od siebie konwencji i robić to w sposób zahaczający o wybitność („The logs burn slower here” od Geotic i „Endearment Endure” od [Post Foetus] niech posłużą jako przykłady jak grać inaczej a równie magnetycznie.)
Tymczasem w moim odczuciu coś poszło nie tak…
Jestem rozczarowany – ba – nawet trochę rozgoryczony kierunkiem jaki wybrał rezydujący obecnie w pobliżu Los Angeles Will Wiesenfeld. Od – moim zdaniem – genialnego, mającego premierę w 2010 Cerulean, moje oczekiwania spełniła ledwie jedno EP z 2014 roku: „Ocean Death”, będące dla mnie zjawiskowym studium depresji.
Nie da się ukryć, że miałem wobec tego producenta oczekiwania – będąc fanem nie da się tego uniknąć.
Droga do…
Sęk w tym, że Will Wiesenfeld – choć niezwykle utalentowany – od 2013 roku niemal zawsze idzie w kierunku… który niewiele mnie obchodzi. Zaczynając od Obsidian, Romaplasm, poprzez ścieżkę dźwiękową do anime „Bee and PuppyCat” aż do tegorocznego albumu Gut, Will Wiesenfield konsekwentnie i już chyba nieodwołalnie, wplótł w swoją muzykę przesadną słodycz wokalu która przeszkadzają mi w odbiorze. To w połączeniu z gatunkowym hermetyzmem (więcej kameralnego wokalu kosztem eksperymentu) powoduje, że nie mogę znaleźć w twórczości Willa pewnego rodzaju nowoczesnego rozmachu, który – na początkach kariery – był jego nieodłączną cechą.
Baths przesunął się stylistycznie w stronę queer popu – nurtu, który do mnie nie trafia.. Homoseksualizm producentów muzycznych nie jest problemem. Może być wręcz pewną cechą napędową powodującą, że grają emocjonalnie. Trudne emocje znajdują ujście w wyprodukowaniu jakościowej muzyki – myślę, że po prostu tak jest. I żeby było jasne, tożsamość płciowa artysty nie jest tutaj przedmiotem krytyki! Natomiast to jak ją manifestuje w muzyce – to już jest pewne pole do dyskusji.
Odnoszę wrażenie, że Wiesenfeld gdzieś od roku 2013 od wydania Obsidian, stracił pewne wyczucie.
Tegoroczny album „Gut”, był dla mnie pretekstem, żeby dać Bathsowi kolejną szansę. W jego graniu jest wokalne przerysowanie, które sprawia, że nie mogę się wkręcić. Jest to muzyka niewątpliwie ładnie i sprawnie wyprodukowana. Nie jest oczywista i wyłożona na tacy. Nie brak jej ambicji a jednak – proporcje, niczym źle dobrane przyprawy powodują, że to nie moja para kaloszy, nie mój klimat i nie mój smak.
Uważam frazę „o gustach się nie dyskutuje” za jedną z największych i często powtarzanych głupot, bo moim zdaniem jest odwrotnie – dyskutuje się tylko o gustach. Bezdyskusyjne są tylko fakty. Dlatego też przy kolejnej szansy którą dałem Wiesenfieldowi chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami.
A jak jest z Wami? Czy znacie i lubicie twórczość Willa Wiesenfielda (Baths, Geotic, [Post Foetus]) Które płyty?