×

Flume – Flume

Ostatnio głośno było o młodziutkich braciach z Disclosure – zresztą słusznie. W mojej ocenie jednak debiut 22 letniego Australijczyka zasługuje na jeszcze większe uznanie. Chłopak swój styl opiera na sporej różnorodności gatunkowej – jego najnowszy album to nie tylko świetna diagnoza tego co dzieje się w najnowszej muzyce elektronicznej. W debiucie Flume mamy też zrównoważenie czy umiarkowanie, którego też nie można uznać nadmierną zachowawczość ze strony producenta. Wręcz przeciwnie!

Pierwsze co się rzuca w uszy podczas słuchania – dźwięki na tej płycie mają niesamowicie soczyste brzmienie! Inne słowo tu nie pasuje. Harley Streten zastosował tu kilka sztuczek: średnie i dolne pasmo dźwięku są tutaj znacznie uwypuklone, górnego zaś jest niewiele. Flume nie przesadza także z samą ilością dźwięków – niemal zawsze każdy z nich jest dobrze odseperowany od pozostałych. Nie nadużywa także (jak to ostatnio bywa) perkusji z syntezatora – owszem ta bywa obecna, lecz nie jest to regułą. Jest tu flirt z Dubstepem, utwory posiadają piękny sprężysty bas – nie ma tu jednak chamskiego „podkręcania śruby”: takie momenty występują tylko sekundy, symbolicznie, jako mrugnięcie okiem do słuchacza. Mamy tu kawał świetnej producenckiej roboty – bardzo podobne zaserwował też w lutym Autre Neu Veut, tam jednak dźwięki znacznie bardziej zlewały się na siebie a dolne pasmo wydaje mi się bardziej uwypuklone.

Gatunkowo: czego tu nie mamy: romans z soulową wrażliwością (znów analogia z Disclosure wydaje się wskazana), a także hip – hopem, glitchem, dancem. Debiut Flume – podobnie jak 3 lata temu Bathsa – zdaje się mieszać najróżniejsze style, by stworzyć z nich własny mianownik i nie zalicza wpadki. Żaden z piętnastu indeksów nie spada poniżej dość wysokiego poziomu.

Kiedy tak piszę o producenckiej rozwadze Harley Stretena możecie myśleć, że mowa tu o oszczędnym, asekuranckim brzmieniu. Tymczasem wcale tak nie jest! Mowa tu o tym, że dzięki jego zabiegom uświadamiam sobie, że sam mam dość obecnej mody na Lo – Fi i specjalnego psucia dźwięku, aby zyskać efekt subtelności czy intymności. Że jest już troszkę za dużo płyt w których twórcy prześcigają się w dodawaniu jak największej ilości efektów dźwiękowych. I z drugiej strony, że sporo twórców idzie w minimalizm, zapominając o plastyczności. Zresztą – posłuchajcie poniższych utworów, żeby zrozumieć w czym rzecz.

Debiut Flume jawi się jako małe przypomnienie tego, co w dobrym brzmieniu najważniejsze.

* Cóż zasady zostały nagięte z powodu mojego błędu, który wychwycił Piotrek Szczęsny. Świetna płyta, jednak nie zostanie ona ujęta w podsumowaniu rocznym. Chodzi o to, że amerykańskie serwisy muzyczne: takie jak np. Pitchfork, Drowned In Sound czy Consequence of Sound powoływały się na premierę w USA. Sam myślałem, że album ukazał się fizycznie w formie płyty, a od listopada można było ją nabyć w formie cyfrowej. Widać za dużo myślę 1f609 Flume - Flume Recenzje  Pal licho, gdyby było odwrotnie tj. płyta ukazała się w lutym w Europie.


Holdin On —> http://www.youtube.com/watch?v=aynV4UOU-As
More Than You Though http://www.youtube.com/watch?v=qo6bLY0A2kE

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x