Pet Shop Boys – Electric
Pet Shop Boys kojarzą mi się ze straganami, targiem i stadionem dziesięciolecia. Najbardziej do tego przyczynił się chyba ich Go West – nie ma muzyki odpowiedniejszej do zgiełku na zewnątrz i szturchaniu przechodniów w poszukiwaniu – dajmy na to – kurtki na mrozie, czy latania za plastikowym pistoletem na odpuście. No ale może sami przyznacie – w końcu wszyscy Pet Shop Boys słyszeliśmy wiele razy niezależnie od tego czy nazwę kojarzymy czy nie – specyficzny wokal Neila Tennanta jest bardzo zdystansowany i nie wyraża skrajnych emocji nawet w You Are Always On My Mind. Pet Shop Boys umieściłbym obok OMD – jednak mają w sobie zdecydowanie większą ilość brytyjskiej flegmy. Ostatnie zdanie nie dotyczy najnowszej płyty duetu bowiem..
Może się wydawać, że powyższy akapit jest pstryczkiem w nos dla tego duetu. Tymczasem uważam PSB za wielki zespół… rok temu po odsłuchaniu Elysium napisałbym – „który najlepsze czasy ma już za sobą”, dziś: „przechodzący drugą młodość”. O ile doceniam ubiegłoroczną płytę, za niebanalne aranżacje oraz stronę liryczną, była dobra głównie dla fanów. Ostatnio albo zmienili zestaw tabletek z witaminami, albo zaczęli je zażywać – najnowszy album to muzyka żywiołowa, dyskotekowa oraz ( co najbardziej frapujące) łącząca dawną producencką szkołę z nową. Bolshy Bolshy Bolshy czy Love Is A Bourgeois Construct, to stare a jednocześnie uwspółcześnione straganowe Pet Shop Boys. Panowie powtarzają swoje patenty, ale jednocześnie w niczym to nie przeszkadza. Cały szkopuł tkwi w tym, że zdecydowali się na flirt z muzyczną współczesnością. Electric zdaje się więc być swoistym przeglądem starych wyjadaczy. Brytyjski temperament czuć tu tylko w wokalu.
W Shouting in the Evening i w Axis już w ogóle PSB nie poznaje – te kawałki można zaliczyć do nurtu IDM. Brawa, że panowie robią to na wysokim poziomie. Nowa płyta zawiera w sobie wreszcie potencjalny materiał na wakacyjne hiciory – mowa tu o Thursday oraz Vocal. Ten ostatni również brzmi bardziej jak chociażby tegoroczny hit wypromowany przez Tymbarka: Strange Talk – Morning Son. Czyli nowoczesny, hałaśliwy pop. Tylko dajcie mi plażę, morze / ocean ,cytrynkę do drinka, didżeja, nagłośnienie i dziewczyny w bikini! W końcu! Ileż można katować Get Lucky i White Noise